Zapuścili tu żurawia...

piątek, 8 listopada 2013

Jeb w łeb.

Wziął mnie mąż wypuścił z domu wieczorem. Tak, miałam wychodne, ej! Nic to, że sie objadłam, jakbym nigdy nic nie jadła...nic, że się opiłam piwa, jakbym nigdy go nie piła...nic to. O jezu, ale mieliłam językiem przez 5 bitych godzin, to chyba nie jest normalne!
Ale czad.
Było zajebiście, totalny reset, relaks i kurde, jak się nazywa czyszczenie dysku kompa...siet, nie pamiętam. Defragmentacja?? Cos w ten deseń.
Pierdolę i tak warto żyć!

Kiedyś bałam się,że jestem jednostką, która nie ma zainteresowań...nic, zero, kurwa mać nulll. A zewsząd trąbią i piszą, że każdy ma jakiś talent i zainteresowania! I co? I chuj. Ja nie z tych.
Do czasu.
Teraz to ja się boję, bo odkrywam swoje zainteresowania, i co? I ja się ich boję. Że ja? Takie korby? Takie fazy?
To nic, że jaram się seryjnymi zabójcami, to nic. I storczyki? To też nic.
Mam swoją zajawkę od jakiegoś czasu, kolejną, taką znów nie klasyczną. Nie malowanie, nie czytanie, nie moda, o kurwa nie, nie!!
Nawet mam swoje forum.
Wszystkie blogi o nawiedzonych domach/ miejscach przeczytane. Foty w necie, obejrzane. I dalej ryję w tym tunelu i jestem coraz głębiej. I jest ciemniej i coraz więcej się dzieje.
Tylko matko bosko, czasu brak!!!!

Ale ja się nie dam, pogodzę pieluchy, sranie, grzybicę sisiorka Filipkowego, diagnozę dojrzałości szkolnej Mika, wskaźniki sprzedaży i ocenę pracowników, rozsyłanie cv i rozmowy kwalifikacyjne między duchy, nawiedzone miejsca, domy, paranormalne zdolności i szukanie literatury w tym temacie.
A co!
A kto, jak nie ja???
Ja pierdolę, Filip się obudził.