Tak, brak. Prawo jazdy śni mi się po nocach. Prawo jazdy będzie normalnie powodem naszego rozwodu, jak tak dalej pójdzie! A doczłapaliśmy już, o niebiosa, do skórzanej rocznicy, więc jest dobrze!
Jestem tchórzem w tej kwestii. Kiedyś miałam chęci i zrobiłam kurs, oczywiście, jak dzieciarni nie było jeszcze na świecie. Oblałam pierwszy egzamin, po czy stwierdziłam, że się obrażam na ten system i prawko mi nie jest do niczego potrzebne! A jak! Tyle ludzi żyje bez prawka i sobie radzą, to po co mi to gówno! Mam autobusy, mieszkam w dużym mieście!
I to był cholera mój błąd! Trzeba było cisnąć, puki był czas na to.
A teraz co?
Co najmniej raz w tygodniu słyszę:
- idź na prawko
- gdybyś miała prawko...
- nie masz prawka?
- ja sobie życia nie wyobrażam bez auta
I tak kurwa w koło macieju, to obrzygania, flaki mi się już wywracają!
Jak żyć panie premierze z tym piętnem!?
Najtrudniejsze jest odpowiedzenie sobie i innym, dlaczego tak naprawdę nie poszłam po raz kolejny na kurs prawa jady? Dlaczego nie próbowałam po 8 razy, jak inni ( inne), aż do skutku?
Samej mi trudno na to odpowiedzieć.
Bo się boję jeździć, nie panuję nad autem, boję się wypadków, nie mam kiedy iść na kurs. Za cholerę nie rozumiem, po co w aucie tyle biegów, i dlaczego kierunkowskaz sam się nie włącza, kiedy pomyślę o skręcie... I boję się kolejnej porażki na egzaminie. Ot to.
W sierpniu mam urlop, i do tego czasu postaram się jakoś sama zmotywować, żeby coś w tym temacie podziałać. Może.
Nie mam wątpliwości, że na tylnej szybie auta, do którego kiedyś wsiądę, nakleję naklejkę: UWAGA, TYPOWA BABA.
A dla fanów dialogów z Mikim, perełka sprzed kilku dni:
Ja: Miki, już tyle czasu na angielski chodzisz, to coś umiesz powiedzieć?
Miki: no...
Ja: Czyli?
Miki: penkju bejbe!