Zapuścili tu żurawia...

piątek, 30 maja 2014

Brak prawa do jazdy.

Tak, brak. Prawo jazdy śni mi się po nocach. Prawo jazdy będzie normalnie powodem naszego rozwodu, jak tak dalej pójdzie! A doczłapaliśmy już, o niebiosa, do skórzanej rocznicy, więc jest dobrze!
Jestem tchórzem w tej kwestii. Kiedyś miałam chęci i zrobiłam kurs, oczywiście, jak dzieciarni nie było jeszcze na świecie. Oblałam pierwszy egzamin, po czy stwierdziłam, że się obrażam na ten system i prawko mi nie jest do niczego potrzebne! A jak! Tyle ludzi żyje bez prawka i sobie radzą, to po co mi to gówno! Mam autobusy, mieszkam w dużym mieście!
I to był cholera mój błąd! Trzeba było cisnąć, puki był czas na to.
A teraz co?
Co najmniej raz w tygodniu słyszę:
-  idź na prawko
- gdybyś miała prawko...
- nie masz prawka?
- ja sobie życia nie wyobrażam bez auta
I tak kurwa w koło macieju, to obrzygania, flaki mi się już wywracają!
Jak żyć panie premierze z tym piętnem!?
Najtrudniejsze jest odpowiedzenie sobie i innym, dlaczego tak naprawdę nie poszłam po raz kolejny na kurs prawa jady? Dlaczego nie próbowałam po 8 razy, jak inni ( inne), aż do skutku?
Samej mi trudno na to odpowiedzieć.
Bo się boję jeździć, nie panuję nad autem, boję się wypadków, nie mam kiedy iść na kurs. Za cholerę nie rozumiem, po co w aucie tyle biegów, i dlaczego kierunkowskaz sam się nie włącza, kiedy pomyślę o skręcie... I boję się kolejnej porażki na egzaminie. Ot to.
W sierpniu mam urlop, i do tego czasu postaram się jakoś sama zmotywować, żeby coś w tym temacie podziałać. Może.
Nie mam wątpliwości, że na tylnej szybie auta, do którego kiedyś wsiądę, nakleję naklejkę: UWAGA, TYPOWA BABA.








A dla fanów dialogów z Mikim, perełka sprzed kilku dni:
Ja: Miki, już tyle czasu na angielski chodzisz, to coś umiesz powiedzieć?
Miki: no...
Ja: Czyli?
Miki: penkju bejbe!




11 komentarzy:

  1. Nie masz prawa jazdy???? Kobieto, jak Ty żyjesz?
    Nie, a poważnie. Weź się zmotywuj i zrób. Przydatna sprawa.
    Z czasem się przekonasz, oswoisz, wszystko opanujesz. W końcu polubisz. To się da zrobić!
    Też kiedyś jeździłam jak pierdoła, dopóki nie znalazłam samochodu, który dobrze poczułam. Teraz nie ma dla mnie trasy niedopokonania. Powodzenia życzę :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja Cię rozumiem, sama nie mam prawka i pewnie gdybym miała to bym się rozbiła na pierwszym zakecie za rogiem domu.
    Dzięki bardzo poginam na piechtę, wożę dupsko komunikacją miejską i żyję.Gorzej zimą jak mi tyłek do przystanku przymarza, albo jak taka cholera nie przyjedzie i kwitnę wznosząc modły żeby coś podjechało i mnie zabrało!
    Dialog pierwsza klasa, uśmiałam się! :D
    "bejbe" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu jakaś bratnia dusza! Może razem za mną podejmiesz to "wyzwanie"?
      U mnie jeszcze dochodzi kwestia rozwożenia dzieci do przedszkola i do babci, gdzie tylko mąż to teraz robi.

      Usuń
    2. a tam, zaraz się rozbijesz.
      nie taki diabeł straszny!

      Usuń
    3. Ja mam przedszkole pod nosem Chwała Bogu :)
      A wyzwanie podejmę...kiedyś :D
      Kumpela zdała za 17razem!
      Nie wierzyłam, ale podobno!

      Usuń
  3. Ty nie masz, a ja mam, a nie jeżdżę. Kiedyś mi się troszkę zdarzyło, mama dawała się przejechać, kolega czasem, a potem już długo nic. Nie miałam czym więc nie jeździłam. Potem woził mnie mąż, no a teraz ciężko mi się zebrać, doszkolić i wsiąść do samochodu. Tym bardziej, że samochody mamy dwa. Potrzebuję kopa w d...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kuźwa, to Ja nie będę się chwalić, ze za pierwszym razem??? :PP
    Hmm...może jak obierzesz sobie cel - po co Ci te prawo jazdy?- łatwiej będzie oswoić lęk? pzdr

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja do prawka podeszłam dwa razy i dwa razy oblałam. Po raz kolejny już mi się po prostu nie chciało. Ale po 4 latach jestem skłonna zrobić te cholerne prawko i kupić sobie auto z manualną skrzynią biegów. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja napiszę tak: Mam prawko prawie 8 lat, jeżdżę od jakiś 4, a swoim własnym samochodem od pół roku (dopiero kupiłam) i nie wyobrażam sobie go nie mieć, bo niestety moja dupa przyzwyczaiła się do wygód (niestety!) Nie zdziwię się też, jak z tegoż powodu będę za 20 lat ważyć 100.

    Witaj ponownie:)

    OdpowiedzUsuń