Zapuścili tu żurawia...

niedziela, 1 listopada 2015

" Dziewczyna z pociągu" Paula Hawkins

Szczerze, to myślałam, że zakupię tą książkę dopiero za jakiś czas. Widziałam reklamy na portalach czytelniczych, widziałam recenzje. Myślałam, ok ustaw się książko w kolejce do czytania, do zakupu.
Sytuacja zmusiła mnie do przeczytania "Dziewczyny z pociągu" szybciej, niż myślałam.
W szpitalnym kiosku nie było nic poza książką o Kaczorze (nie Donaldzie) i wyżej wymienioną. Nawet cena obniżona, specjalnie chyba dla pacjentów w desperacji, którym już krzyżówki nie wystarczają, a prasa kobieca jest nudna jak flaki z olejem. Dla mnie, znaczy się!
Kupiłam, przeczytałam w ciągu 1.5 dnia.
Sprawy się mają tak, że sam pomysł na książkę jest średni, banalnie prosta historia.
Nie wiedziałam, że to takie proste, wystarczy dwóch facetów, do tego trzy babki, mieszamy, mieszamy i tadam! Każdy z każdym, to wiadomo, że komuś przestanie się w końcu taki układ podobać. Oto zbrodnia niedoskonała. Trup tylko jeden, ach jaka szkoda.
Trzeba się pilnować podczas czytania, gdyż historia opowiedziana jest z punktu widzenia trzech kobiet, w różnym czasie. I to tyle, czego wymaga od nas autorka książki, reszta leci już sama.
Moim zdaniem, bez szału. Po raz kolejny sprawdza się powiedzenie, żeby nie oceniać książki po okładce. Zapowiedzi tej pozycji są przerysowane, przesadzone. Książka jest przereklamowana.
I tak szybko, jak się ją czyta, szybko się o niej zapomina.


niedziela, 25 października 2015

Dzień świstaka, czyli ja wysiadam.

Fatalnie. Znacie takie uczucie, że coś już kiedyś było? Albo zdarza sie, że ciągle coś sie powtarza? Kurna chata.
Bo ja sie budze w nocy i znów widze ten sam sufit. Niestety nie domowy, szpitalny. Po raz trzeci, jakaś kpina!?
Powikłanie po operacji, ktore spotyka jedną na sto osob! Czuję się bardzo zaszczycona i doceniona, ale do jasnej cholery, czemu ja? Łaj?
Leze i patrze w sufit i szukam odpowiedzi na to pytanie już od piątku. Moje dumania przerwał lekarz, że za 5 godzin na blok operacyjny.
Masz babo placek, tego to ja dziś nie planowałam.
Wiec poddaje sie i czekam.
Trzymajcie kciuki, bo tym razem musi sie udać.

ps.Przepraszam za brak polskich znakow momentami, ale nijak nie moge rozkminić, jak sie je ustawia. Ech.

niedziela, 18 października 2015

" Florystka " Katarzyna Bonda

To miała być lektura typowo wakacyjna, zakupiona na deptaku w Darłowie, za kilkanaście złotych. Nie oczekiwałam zbyt wiele, zwłaszcza, że polskie kryminały jakoś mnie nigdy nie rajcowały.
Chciałam czegoś na plażę, na międzyczas kiedy dzieciaki z tatusiem budują zamki z piasku. Chciałam czegoś, co zabije czas, bo poprzednia książka skończyła się za szybko ( ale o niej innym razem).
I zaczęło się.
Targałam "Florystkę" ze sobą wszędzie. Kibel, wanna, łóżko, autobus, poczekalnia.
 Po kilku pierwszych stronach, wiedziałam, że przepadłam. Ten opasły tom, te kieszonkowe wydanie o mamo, zaledwie 570 stron, zdominowało moje codzienne czynności.
Świetny plan akcji, wiele wątków, a przy tym wszystko tak ze sobą spójne, tak tworzące logiczną całość. Proces profilowania tak doskonały, w każdym akapicie. Jestem zachwycona!
Usiłowałam złapać autorkę na jakimś błędzie, nieścisłości, szczególiku. Uwierzcie, że się nie dało. Wszystko jest tak ze sobą dobrze spięte, że muszę przyznać, Kasiu Bondo - masz mnie!
Mało jest takich pozycji literackich, które tak mnie nakręcają. A, że jeszcze o nich myślę długo po przeczytaniu, to są dopiero ewenementy!
Żebym ja, do przedostatniej strony nie wiedziała, kto zabił? Albo chociaż się nie domyślała? Skandal.
Do samego końca drążyłam temat, kim jest tytułowa Florystka i jak to się stało?
Kiedy wszystko się wyjaśnia, nadal pozostaje w czytelniku znak zapytania, bo radzą się wątpliwości. Ale niepotrzebnie.
Ja się pytam, czemu sama na to nie wpadłam?
Z niecierpliwością zabieram się do innych książek autorki, bo jeśli mają być na takim poziomie, jak "Florystka", bądź lepsze, to szacuneczek.

sobota, 17 października 2015

Szmat czasu.

Ile to minęło? Szmat czasu mnie tu nie było.
Widziałam już sporo wpisów na innych blogach, o wielkich powrotach na łono pisania. Widziałam, jak się ich autorzy zarzekają, że wrócili, i że będą i że już na zawsze. I po takich postach widziałam znów ciszę na blogach, pusto. Jak było, tak pozostało.
A nie lubię rzucania słów na wiatr, pustych obietnic. Nie lubię, tak w życiu, jak i na blogu.
Dlatego nie obiecuję i nie piszę: Jupiii, wróciłam!
Nie piszę, że będę i już nigdy i już zawsze. Nie.
Bo czyny są ważniejsze niż słowa, nawet te pisane. Czasem te pisane są bardziej istotne, przynajmniej dla mnie.

Towarzystwo widzę też się posypało. Blogi, które kiedyś czytałam i które miały swoje prawdziwe życie w necie, już nie istnieją! Szok.
Ale wszystko się przecież zmienia, nic nie jest już takie samo.
Panta rhei.

piątek, 13 lutego 2015

Telebisie

Jestem w szoku, ile dziecko może w kółko oglądać te same bajki.
Dzień w dzień, godzina w godzinę, wciąż to samo, bez przerwy. Nie daj boże dorwie się do pilota, którego obsługuje lepiej niż my, wie gdzie jest jutub, ipla, vod.
Steruje jakby urodził się z pilotem w ręce. Szok! Mowa o Filipku, 2.5 roku zaledwie! (Jedyne wyjście to chyba pozbyć się tv z domu).
Więc wracając do tematu, niech no tylko pilot będzie w zasięgu jego łapki, to dawaj krzyczy: mój pijot, mój pijot! Moje telebisie!
I tak od jakiegoś miesiąca, królują u nas Teletubisie. Cóż to za bajka, miodzio. Filipek łoi w kółko te same odcinki: jak to telebisie ( bo tak je nazywa) jedzą telegrzanki, robią tubisiowy krem, ba, tańczą i śpiewają!
Niewątpliwie najlepszy jest odcinek, w którym Tinkiłinki śpiewa piosenkę o torbie : torba, torba, torba ( cytuję tekst piosenki ) i biega z damską, czerwoną torebką po łące! Osz kur...Witkowski ze swoją toreką- czajnikiem się chowa!! I pomyśleć, że takie trendy już były ładnych kilkanaście lat temu.

Zastanawiam się, kiedy Filipowi ta faza przejdzie?Nic nie pomaga, ani książeczki, klocki, rysowanki, nic.
Po całym dniu w domu i towarzystwie tych czterech kolorowych stworów, można się zapomnieć i zacząć się bawić z mężem w: tulimmmmyyyy! Tylko któreś z nas wyłącza to cholerstwo, bądź przełącza kanał, to dopiero, krzyk i wycie.Terror.
Ogłaszam wszem i wobec, zwracam honor innym bajkom, na które niedawno psioczyłam! Wracajcie świnki peppy i koty proty! Proszę!!!!

piątek, 6 lutego 2015

Dobra, dobra, dobra

Doczekaliście się! Jestem.
I sama nie wierzę własnym oczom, że po czterech miesiącach ten remont się skończył. No prawie, bo zostały jeszcze jakieś silikony przy kaflach i kinkiety zawiesić, półki w łazience, karnisze w sypialni. Pikuś w porónaniu z tym, co tu sie działo. Włączam reset i kasuję życie bez wanny, bez kuchenki gazowej, piekarnika, pralki i klopa. Tak, przy dwójce dzieci regularnie z nami mieszkających, udało się przetrwać ten obóz! Huuuuuura!Co tam, że zasmaklowaliśmy w parówkach z mikrofali i potrafimy umyć głowię z zlewozmywaku w kuchni, nic to!
A teraz czekajcie, aż mój nowy smartfon raczy się naładować, a jego nowa Pani, czyli ja, raczy się nauczyć, jako owe cudo się obsługuje, co ma w sobie i gdzie! Wtedy oto wkleję zdjęcia, jeśli zdołam je zrobić! Ale obiecuję, postaram się! Słowo harcerza!
No a teraz , gdy już przeprosiłam się z moim blogusiem i daliśmy sobie po buziaczku, witam wszystkich :)
Do następnego!

A tak było, za starego smartfona...