Zapuścili tu żurawia...

wtorek, 7 stycznia 2014

Pierdu szmerdu.

I zaczęło się. Nie nie, to już raczej się kończy, mija. Te noworoczne obietnice! Ha haha.Śmiechu warte.
Nie będę palić, pić, tyć, będę się wysypiać, znajdę czas na to i tamto i nawet na sramto!
Pierdu szmerdu, takie pitolenie, pisanie...Zawsze mi się chce z tego śmiać, jak czytam gdzieniegdzie o postanowieniach, obietnicach, po czym za rok czytam, lub słucham o tym samym. Schudnę, będę ćwiczyć, będę czytać książki, będę mniej grać w gierki, pójdę do teatru!
I nic z tego nie wychodzi, albo wychodzi- taki mały bobek, wyciśnięty, wymiętolony, z naszych obietnic, zarzekań.
Dlatego mam dupie, nie obiecuję, nie przysięgam. Nie robię z gęby cholewy.
Ale pomyślę, bo chyba czeka mnie trochę pracy nad sobą.
Mój mąż na sylwestrze usłyszał, od znajomych, że jak on ze mną tyle wytrzymuje.
Piękny początek roku, nie ma co.
Szkoda, że nikomu nie starczyło odwagi, żeby mi to powiedzieć, no ale to już jakby inna kwestia i inny temat.
Niczego nie obiecuję, ale mam kilka refleksji.


A Wy?