Zapuścili tu żurawia...

środa, 28 listopada 2012

Pechulec i tyle!

Rozwaliły mnie dziś posty na forum jednej laski. Tak mnie rozwaliły, że sobie solennie obiecałam, że nigdy więcej. Nigdy, nigdy!
Nerwowy to był dzień.
Filip się wydzierał, gdy tylko zniknęłam z pola widzenia, darł się jak wściekły. W przerwach darcia ucinał sobie drzemki. Tylko takie 20 minutowe, nie myślcie sobie, że miałam luz, o nie.
Pralka się zjebała.
Całe pranie przewaliłam do wanny, gdzie je płukałam i wyciskałam. Jezu, jak mnie ręce potem bolały! A i tak pranie się nie nadaje do niczego, tylko do kolejnego prania! Kurwa mać.
Telewizor też się psuje, im bardziej się nagrzewa, tym głośniej piszczy.
O laptopie nie chcę wspominać, że się zawiesza już kilka razy dziennie, bo mi się zawiesi podczas pisania posta, a tego nie zniese.
Wszyscy wiemy, że jak się sypie to na całego. A co!
A że przed Świętami, to kogo to.

Dziś Mikuś wyszedł z przedszkola z dziewczynką za rączkę. Dziewczynki nie kojarzę z jego grupy, dlatego po drodze pytam go:

Ja: Jak ta dziewczynka ma na imię?
Miki: Nie powiem, to tajemnica!
Ja: No powiedz...
Miki: To tajne, najtańsze!

Padłam.

sobota, 24 listopada 2012

Mały, czy duży...nie ma różnicy!

Wychodziłam z dziećmi na spacer. Przed wyjściem robiłam sobie oko w łazience, a Miki standardowo się przyglądał.
Wychodzimy z łazienki.

Miki: Już się pomalowałaś?
Ja: Tak, ładnie wyglądam?
Miki: Ładnie! Jak czarownica!
Ja:....???


A kilka dni temu Jacek kupił mi nową miotłę...
Kocham te moje chłopaki.




środa, 21 listopada 2012

Kupa

Do gówna to ja szczęście mam, to wiem od dawna, ale to, co dziś mi życie zafundowało, to ja sobie wypraszam!
Kiedy wracaliśmy dziś z przedszkola, Mikuś w raźnych podskokach, wdepnął w piękną, brązową psią kupę, chyba jeszcze ciepła była! No ja pierdole.
Zbierało mi się na hafty, jak mu czyściłam tego buta patykiem. W domu musiałam doczyścić w zlewie, bo przecież wlazło To To we wszystkie rowki!
 Za jakie grzechy?
Jak skończyłam, rozebrałam ferajnę, to coś mi zalatuje. Filipek swoim wrzaskiem oznajmia, że kupa w pieluszce jest już gotowa i na co ja jeszcze czekam!?
Trzeba wytrzymać te gruszki i zupkę jarzynową z gerbera po przeróbce. No dobra, z tym się akurat liczyłam.
Gdy leci Bob Budowniczy, Miki spokojnie sadzi na nocnik kolejną, śmierdzącą niespodziankę.
 Jezuuuuuuuu.
 Ok, ok, z tym też się liczyłam, ale kiedy zrelaksowana siadam do kompa, a banda dzieci śpi, to nikt mi nie mówił, że właśnie wtedy kotek zaczynie grzebać w kuwecie i uwieńczać dzień kupskiem gorzej śmierdzącym, niż jego żarcie!!!
Szczęście w nieszczęściu, że mąż w delegacji, bo jakby on się jeszcze dołączył do tej śmierdzącej ekipy, to ja się pakuję w reklamówkę z biedronki i wracam do rodziców!
Więc, jeśli to gówniane szczęście z dziś, nie zamieni się w szóstkę w totku, zmieniam nazwisko na Kupowska.
Żeby nie było, to sobie popatrzcie na te kuporoby :)


Miniek po przedszkolu, świeże palmy na spodniach, no bo po co trzymać pion, jak można glebę zaliczyć potykając się o własne nogi?! Mama wypierze.









Kuporób nr 2. Nic go na spacerze nie obudzi, centralnie. Zastanawiam się, czy to fota przed kupą, czy już po??












Proszę Państwa, Taygersky we własnej osobie. Je, śpi i...no włacha! Sra. Nie no sorka, czasem się przyjdzie poprzytulać do mnie.








Ech...





poniedziałek, 19 listopada 2012

"A jeśli ciernie" V.C. Andrews

Długo czekałam, aby siąść do napisania tej recenzji. Było kilka powodów, że mi to tak dużo czasu zajęło, przede wszystkim jesteśmy wszyscy chorzy w domu, czyli czytaj antybiotyk dla każdego.
Dodatkowo, jak wszyscy chorzy to i w domu, a dla mnie to jednoznaczne z brakiem czasu na cokolwiek swojego.
Do rzeczy.
Kupując trzeci tom tej sagi, byłam przekonana, że to tylko strata kasy, bo jak to często bywa, najlepsze są pierwsze tomy.

"Kwiaty na poddaszu" mnie zszokowały. "Płatki na wietrze" były cienkie, w porównaniu ze swoim poprzednikiem. Kojarzą mi się z oczekiwaniem na cesarskie cięcie na patologii ciąży.
 Dlatego, jak zaczęłam czytać Cienie, byłam bardzo zdziwiona.
Ktoś potrafił moją świadomość spoliczkować, nie pozwolił jej myśleć o niczym innym i w każdym momencie dnia krzyczała: idź czytaj dalej i dalej!!!
Przeżycia dzieci, które dowiadują się, że ich rodzice to rodzeństwo, męczyły mnie przez dłuższy czas. To, co działo się w głowie Barta, działo się i w mojej. Nie będę pitolić, że proza wspaniała, lekkość czytania i sama przyjemność z zapachu książki. Nie, nie.
Książka mnie pożarła, przeżuła, skopała, sponiewierała i wypluła. Zlała moją gołą dupę na kwaśne jabłko.
Uwielbiam takie akcje.
Niestety, jakoś dawno nie trafiłam na nic podobnie dobrego, co posiedziałoby w mojej głowie dłużej niż tydzień.
Kocham takie mózgotrzepy, co ja na to poradzę.
Czekam na następny tom. Nie nastawiam się na cuda i ponowne pranie mózgu, aczkolwiek nie obrażę się.
PS.Mężuś mi i tak przeszkadzał w pisaniu... ;)

czwartek, 8 listopada 2012

Mikołaj, ale nie ten!

Doczłapałam dziś po Mikusia do przedszkola, pogoda ładna, słoneczko, mały wiaterek, nigdzie mi się nie spieszyło. Boli mnie jeszcze bok i noga, ale nie jest źle, chodzić można, najwyżej wieczorem trochę bardziej przypomina mi się moje łubu du.
Po drodze spotkałam koleżankę, co ma córeczkę w równoległej grupie. Więc razem weszłyśmy do przedszkola, koleżanka mówi, że zadzwoni po nasze dzieci.
- Dzień dobry, po Jagodę S. i Mikołaja K.
I czekamy.
Schodzą dzieci z góry (sale są na piętrach). Idzie Jagoda i Mikołaj...Tylko w mordę jeża, to nie mój Mikołaj, tylko jakiś inny. Biedne dziecko, co za szok przeżyło, że to nie jego mama po niego przyszła, tylko obca baba!
Odprowadziłyśmy Nietego Mikołaja do sali i zabrałyśmy właściwego.
Matko Bosko, co to dziecko musiało czuć, to ja nawet sobie nie chcę wyobrażać. Ja sama mam do teraz duży niesmak. Wiem, że pomyłki się zdarzają, ale...brrrr Dupę bym sprała tej wychowawczyni!


Za jakiś czas, na pewnym blogu, znajdziecie dla siebie bardzo ładne rzeczy, rękodzieła. Kochani, wystarczy zaglądać od czasu do czasu do pewnej Pani Puchatki
Cierpliwości :)

środa, 7 listopada 2012

Między 3 a 5

O ile dzień z dziećmi, nie jest dla mnie horrorem, to kochani, noce są traumą od jakiegoś czasu.
 Kiedy chłopcy już śpią, a ja korzystam z wieczornej ciszy i łoję wszystkie odmóżdżacze, jakie tylko lecą w tv, i w dobrym nastroju kładę się spać. I cholera jasna, już kilka nocy z rzędu mogę zapomnieć o śnie od 3 do 5 nad ranem!
Normalnie, nie należny mi się odpoczynek w tych godzinach, jakbym jakaś gorsza była. Jakiś cyborg, co spać nie musi, bo przecież nie pracuje, to zmęczony nie jest.
 Zaczyna się niepozornie, jakieś ciche stęki z łóżeczka Filipa.
 Ja do pionu, butla w dłoń i karmienie, a ten stęka jak najęty.
 Zje i dalej tnie komara.
Kładę się.
Stęki z pokoju Mika.
- siku!
Ja do pionu, nocnik w dłoń i wysadzam śpiącego księcia.
Wysika się i dalej tnie komara.
Kładę się.
Stęki z łóżeczka Filipa, zgubił smoczka, a bez smoczka spać się nie da.
Ja do pionu, smoczek w dłoń i po ciemku szukam otworu gębowego juniora. Jest.
Kładę się.
Stęki z pokoju Mika.
- piciu!
Ja do pionu, picie w dłoń i dawaj poić spragnionego synka.
Kładę się.
 I zaczynam mieć już wkurwa, jak mi jeszcze ktoś stęknie, że coś chce, to pójdę spać na balkon!!!
Tak oto dochodzi 5 nad ranem. Synki śpią, a ja się modlę, żeby już było cicho, bo chciałabym też pospać. I co wtedy!!??
Zaczyna się dzień u sąsiadów na górze!! Fuck! Panie, widzisz i nie grzmisz.






czwartek, 1 listopada 2012

śpią!

Strasznie dziś głupkowaty dzień, ciągnął się w nieskończoność. Myślałam, że już ciszy nie uświadczę. A jednak. Śpią!! Nawet Jacek śpi!!
Miki zrobił pobudkę kaszlem o 6 rano, za to Filip uciął sobie tylko dwie drzemki, po 20 minut w ciągu dnia. Umówili się, czy jaka cholera?
Nawet na spacerze nie byliśmy, bo lało i lało.
A teraz cisza gra, no może nie do końca, bo na wspólnej leci. I kurde właśnie! Nic dziś w telewizji nie było normalnego. Oj dobrze, że to już koniec. Nie wytrwam chyba do Przyjaciółek...

W tygodniu chcę pojechać na cmentarz, do Dziadka. Dawno u niego nie byłam. Jakoś Mamie dzieci sprzedam i pojadę.
 Ale i tak wiem, że Dziadek widzi naszą ferajnę. To On mi przepowiedział, że Jacek będzie moim mężem...Tęsknię za nim czasami bardzo i to puste krzesło na Wigilii...
Nasze dzieciary widzi tylko z góry, jestem pewna, że jest z nich przedumny :)