Zapuścili tu żurawia...

środa, 31 października 2012

Trzymajcie mnie...

Wykąpałam Filipa, i pech chciał, że zostawiłam otwartą oliwkę na przewijaku. Poszłam ubrać malucha, a w tym czasie starszak przelał całą oliwkę z butelki do zakrętki...Oczywiście nie zauważyłam tego. Chciałam zakręcić butelkę i tym sposobem zakrętką pełną oliwki oblałam siebie i dywan....grrrrrrrrrrrrrr
Skąd to dziecko ma takie pomysły?
Przed snem pyta:
- co będzie, jak ktoś umarnie?
Jak śnieg spadł, to powiedział:
- pan Jezus się pomylił, bo nie ma jeszcze zimy, a on nam dał śnieg!
Albo...Maca mnie po brzuchu i pyta:
- znowu masz tam dzidziusia?
Jezoooooo, hahaha.

Z innej beczki.
Dziś się przekonałam, po raz kolejny, że nigdy nie mów nigdy i wszystko się może zdarzyć...
"...gdy głowa pełna marzeń, gdy czegoś bardzo pragniesz,
gdy czegoś chcesz..."

Tak. Dziś już się nie boję wracać do pracy. Mój największy wróg, może nie być już moim przełożonym. Jest wielka nadzieja, według mnie to już klamka zapadła! Yhhhhaaa!!

Ps. Kochany krwiaku na nerce, lepiej wypierdalaj, zostały Ci 3 tygodnie!
Ps2. Właśnie wyśledziłam, że Dotkass pisze bloga....bllechhhhhhhhhh

piątek, 26 października 2012

Piewnica

Nie cierpię prania suszonego w domu, jak już muszę rozwiesić pranie na suszarce w domu, to mnie cholera bierze. Zawsze mi śmierdzi, obwąchuję każdą rzecz. Do wczoraj nie wiedziałam, jak nazwać ten smród, ale już wiem. Capi mi to starą piwnicą, a raczej piewnicą- jak to mówi Miki. Niestety, kiedy wieszam pranie w domu, to wiem, że nadszedł koniec ciepłych dni i załapuję doła.
Koniec dżinsowej kurteczki, cienkiej apaszki i balerinek. Na przekór temu mąż mi wczoraj kupił na allegro baleriny, na zachę, na następny rok. Będę się chyba do nich modlić codziennie, albo sobie ponoszę po domu, a jak!
Co do męża. Wrócili z tego spa swojego i Mikowi się kaszel włączył. Nie puściłam go do przedszkola wczoraj, bo mi sie to nie podobało. Poszliśmy do lekarza. Pani doktor go bada i mówi mi, że przyprowadziłam zdrowe dziecko! Więc skąd ten kaszel, ja się pytam?
-Pani, a dziecko do przedszkola chodzi? To co się Pani dziwi?
-Niech go pani puści do przedszkola, da syropa przed wyjściem i wio.
Osłuchowo czysto, kataru brak, gardło ok.
Zdębiałam. Jeszcze bardziej zdębiałam, jak dała nam za free syrop na odporność. Szok. Czyżby kaszlące dziecko w przedszkolu stawało się normą? No jacha. Na tablicy z ogłoszeniami jest napisane, aby przynosić chusteczki do noska, bo zaczął się trudny czas. 
Wygląda na to, że dziecku krzywdę zrobiłam, że został w domu wczoraj. Fakt, że nie zachowywał się, jakby był chory, szalał, biegał, bawił się, nie był jakiś inny.
 Dzisiejsza cała noc przespana, bez ani jednego kaszlnięcia,pierdnięcia czy stęknięcia. Wlałam rano w niego syrop i poszedł do przedszkola z pieśnią na ustach:

" Bóg kocha mnie,
takiego, jakim jestem.
Raduje się,
każdym moim gestem!
Alleluja!!!
Boża radość mnie rozpiera!..."

No tak, tak, tym bardziej, że dziś przedszkolaki obchodzą imieniny Siostry Dyrektor. A jakże. Mam nadzieję, że mój syn nie będzie się czuł, jak wyrzutek, gdyż posłałam go w białej koszuli w zielone paski, a mieli być wszyscy w białych koszulach. Nic na to nie poradzę, że mu ręce urosły i rekawy białej koszuli okazały się dziś rano za krótkie!
Najważniejsze, żeby udało im się kujawiaka odtańczyć, jak należy.
Najlepszego dla Siostry Dyrektor!!!
Idę rozwiesić kolejną turę prania, i znów będzie piewnica kurde mole.

środa, 24 października 2012

30 listopada

Taki jest plan, żeby iść na koncert Modern Talking.
Idzie ktoś jeszcze?
Zamarzyło mi się i nie ma zmiłuj się, mąż musi kupić bilety.
Fajne klimaty, wspomnienia...
Może i nie najwyższe loty, ale najważniejsze są emocje. To do zoba :)
proszę, włala

wtorek, 23 października 2012

SPA

Piękne krajobrazy, góry, lasy.
 Świetne warunki, pokój z boskim widokiem, wygodne łóżko, cisza i spokój. A poza pokojem, baseny, zjeżdżalnie, sauna...Słowem pełen luzik i lajkcik. Jedzonko pod nos podane. Wszystko w cenie pokoju, normalnie nie korzystać, to grzech. Tak właśnie wypoczywają przez dwa dni moje chłopy.
Beze mnie. Kaleki zostają w domu, za karę, że nie wytrzymają 2 godzinnej jazdy do Karpacza i drugiego tyle z powrotem. Tak, tak, kara musi być. Chciało się na dupie zjeżdżać po schodach, to trzeba pokutę odprawić.
Po przemyśleniu sytuacji, w jakiej zostałam, stwierdziłam, że ja to pierdolę, zrobiłam sobie swoje Spa.
Łazienka, dużo płynu, książka. Masażysta nie dojechał.
W mniej więcej połowie mycia ciała, poraził mnie prąd, ryk Filipa, który już dawno spał. Nie wiem, czy to to małe ma jakąś antenę w łazience, czy elektroniczną nianię schował w którejś z szuflad. Dokładnie wyczuł moment między jedną piętą, a drugą. Faktem jest, że wydarł się w niebogłosy i po Spa zostało wspomnienie.
Wyskoczyłam z wanny i pognałam do szefuńcia, któremu smoczek wypadł z buzi i trzeba było się wydrzeć na cały blok. Grrrrr!!!!
Przynajmniej mi w jednym nie przeszkodzi. Niech żyją migdały w cynamonie z biedronki, hip hip, huuuuuuuuuurrrrrrra!

niedziela, 21 października 2012

powieś pranie...

I co ja mam Wam napisać, jak tu bez zmian na moim padole kaleki?
Do dupy z tym wszystkim.

Żeby smuta nie było takiego, po raz wtóry powiem, że mi się wzięło na wspominki ostatnio. Wspominałam nasz ślub, jak nie było jeszcze Filipka na świecie, tylko w marzeniach, w planach...
Taka ta  historia naszej miłości jest romantyczna, że kiedyś o tym napiszę, jak zostałam żoną swojego szefa...


Kto nie widział, to proszę :)


Ze świadkami...czyli Nasze Rodzeństwo.
Dawno, dawno temu nigdy bym nie pomyślała, że to się wszystko stanie, że to się spełni. A jednak, nigdy nie mów nigdy!!!

Jesteśmy przykładem pary, która chciała być razem, chociaż przeciwności było bardzo dużo i były bardzo poważne. Były- czas przeszły.
 Choć mnie mężuś wkurwia czasem, a nawet częściej, to chciałabym, żeby tak na mnie patrzył, jak będziemy dziadkami.  O tak :


I wszystko jasne. Taką miłość wyczekaną, wytęsknioną, wycierpianą i wypłakaną bardzo się docenia, bardzo ją pielęgnuje. Można ze schodów spadać codziennie, byle tylko lądować w jego ramionach .

piątek, 19 października 2012

Nuuuddaaaaaaaaaa

Kanapa, kibelek, kuchnia. Nuda.
Tak już od wtorku, bo jak tu się ruszyć, jak się nie da?
Dziś to i tak się działo,  poza przejmującym bólem pleców, nerki, łydki, uda i łokci doszła atrakcja wciągania na siebie jeansów i koszulki. Nawet oko pomalowałam, chociaż korektora dużo poszło. Lekarz, tam nie wyślę za siebie Jacka.
Wychodzą nowe siniaki, nawet nie wiem, kiedy mogłam je nabić. Dacie wiarę, że nawet nie pamiętam, jak w karetce zrobili mi wkłucie na wenflon??!!
Nie ważne.
Skierowanie na usg jamy brzusznej na cito. Trzeba, bo drętwieje mi noga. Pani doktor mnie pocieszyła, że przede mną kilka tygodni cierpienia jeszcze. Dziękuję, wolę wrócić do pracy.

Nie kwaszę dalej, chcę tylko pochwalić moich facetów, że sobie dają radę bez gadania. Niczego w domu nie brakuje, dzieci wykąpane i nakarmione...
Tylko dlaczego on już wszyscy śpią???!!!

środa, 17 października 2012

Łubu du

Pięknie się wczoraj wystroiłam w płaszczyk, botki, białą parasolkę. Zrobiłam staranny makijaż, wysoką kitkę. Nawet wypsikałam się moimi luksusowymi YSL, no bo jak szaleć to szaleć.
Wybierałam się do pracy po druki na urlop wypoczynkowy zaległy i na malutkie ploteczki z inną kierowniczką. Szybko złapałam tramwaj, wszystko było na szybko, bo o 15 musiałam się zebrać po Mika do przedszkola.
 Wysiadłam z tramwaju, zostało mi do pokonania przejście podziemne prowadzące do Centrum Handlowego. Więc szybko po schodach na dół, ślisko, bo mokro. No i piedyknęłam z całą mocą moich 60 kg z tych schodów. Tak pięknie mi to wyszło, że nie wiedziałam, co się dzieje, miałam czarno przed oczami. Spoko, spoko. Zrobiło się zbiegowisko;
- nie nic mi nie jest...
-sama wstanę...
- nie, proszę nie dzwonić po karetkę!
Bardzo się zdziwiłam, gdy wstać nie mogłam, wrzasnęłam okropnie i polały się łzy bólu. Nie mogłam się ruszyć, nie czułam nogi. Upadając uderzyłam się w nerkę, od razu spuchły mi plecy na wysokości krzyża..
Przyjechało pogotowie, jakoś mnie we trzech na nosze przełożyli, w karetce zbadali, co się pogruchotało i decyzja: na traugutta, na ostry dyżur.
Potem to już był całkowity szał. Płakałam bez przerwy, taki ból, jak mnie wieźli na noszach, jak przekładali na deskę i zapinali pasami. Wyłam, jak na pogotowiu lekarze sprawdzali, co boli, a co nie. Darłam się okropnie, przy przekładaniu do rentgena, przy zdejmowaniu butów, spodni...
A już potem czekanie na diagnozę.
Szczęście w nieszczęściu nic sobie nie złamałam. Solidnie obiłam sobie plecy i nerkę. Mam się obserwować.  Dziś doszedł ból rąk, szyi i pupy, całych pleców. Zupełnie, jak kaskader.
Jestem w domu już. Mam problemy z chodzeniem, praktycznie nie chodzę. Wyjątkiem jest wizyta w toalecie, czy kuchni w celu zrobienia mleka.
Kiedy tak leżałam kilka godzin na pogotowiu, to wymyśliłam coś fajnego.
Chciałabym umieć cofać czas, chociaż te kilka minut w tył. Wtedy szłabym, trzymając się poręczy, powoli i wszystko było by dziś dobrze...


poniedziałek, 15 października 2012

Chciałam, ale się NIE da...

Tak, tak. Nie da się dziś napisać nic dobrego.
Może bym była dobrze nastrojona, gdyby nie Filipi, który wył cały boży dzień. Ale nie.
Teraz to ja marzę o ciepłym łożu, niestety w samotności, bo jak to mój Jacuś mówi, że nie śpi ze mną w sypialni cyt. " bo tam za głośno"...
Więc bój się moja nowa książko :" A jeśli ciernie"- NADCHODZĘ!!!

niedziela, 14 października 2012

gyros z frytkami

Zaczęło się! A raczej skończyło, karmienie.
Już sobie dałam spokój, dziecko mi sutki pogryzło, mleka coraz mniej, prawie wcale. Zresztą po co się męczyć z cycka, skoro z butelki leci samo!? Do mleka wsypałam trochę kleiku ryżowego i proszę państwa, spałam dziś 4 godziny ciurkiem, a nie 2!! Mąż wziął starszaka rano do dużego pokoju i spałam z Filipkiem do 9. Rekord.
Dziecko zadowolone, szczęśliwe, najedzone. Mamusia wyspana, nie zestresowana, spokojna. Wszyscy zadowoleni. Trzeba było to uczcić, dawno nie jedzony, bo ostatni raz w ciąży i to jeszcze przed lądowaniem w szpitalu, czyli jakieś 5 miesięcy temu: gyros z Palmiry!!!! Tadamm!
Przyjemności podniebienia są dla mnie równie ważne, jak przyjemność czytania.

Jeszcze jedno!
Co ja dziś przeżywałam, jak Felix skakał z 39km, to tylko Jacuś wie. Totalnie się stresowałam, gadałam trzy po trzy. Oby tylko koleś wylądował, oby pobił ten rekord, oby spełnił swoje marzenie. Dobrze, że tacy ludzie chodzą po świecie, dobrze że mają takie pasje, marzenia. Jezuuu, podziwiam, serio. Każdy z nas wie, jak to się mogło skończyć. Bogu dziękuję, że gościu wylądował, że pobił ten rekord, że widowisko się udało i było sto razy lepsze, niż nie jeden film sajens fikszyn, na który mnie Jacuś namawiał.
Siedziałam przed te 3 godziny przed telewizorem, jak w hipnozie. Chciałabym wiedzieć tylko jedną rzecz, o czym on myślał przed skokiem...co mu po głowie chodziło? Co się czuje lecąc z prędkością światła???
Wielki szacun.


piątek, 12 października 2012

Nobla poproszę, pokojowego!

Dziś pomieszanie z poplątaniem.
Po całym tygodniu z dwójką dzieci w domu, mogę podsumować jedynie kilka faktów. Mianowicie; powinnam dostać jakąś nagrodę, iż nie pierdyknęłam na twarz w ciągu dnia. Chciałam donieść, iż dzielnie znoszę trudy wstawania w nocy, co dwie godziny do jednego, a jak już przysnę to wstaję do drugiego. Ten pierwszy kwiczy, bo nie potrafi jeszcze mówić:  że jest głodny, bądź zlany po pachy. Kiedy już zaspokoję te pierwotne potrzeby, to słyszę jęki z drugiego pokoju, gdzie ten drugi, słyszał tego pierwszego i artykułuje sennym głosem:
- mamo, siku...
- mamo, piciu...
Przysypiając tak co 20 min, wstaję rano, by memu ślubnemu zrobić śniadanie z 3 jaj.
Potem znów siku, mleko, piciu. Włącz mi nikelodion, poukładaj ze mną lego, gdzie są moje hot whellsy!!??
Jak ja myję zęby, prasuję, zmywam i robię oko, żeby wyglądać, jak człowiek na ulicy...tego nie wiem. Chyba w jakimś amoku, letargu, czy to zwykły dryg. Wiem jedno na pewno, że nie mam jak siąść na dupie w ciągu dnia, żeby coś poczytać, poodbierać maile, nawet na kiblu siedzę w locie!!
Dlatego proszę się nie dziwić, że dziś pozbyłam się tych męskich osobników. Mąż u rodziców na robotach, starszak rządzi u dziadków. Naj naj młodszy chrapie w łóżeczku.
Takim oto sposobem mogłam się trochę naprodukować na blogu!!!!!!!!!!!!
Niech żyje przedszkole :)

środa, 10 października 2012

BB- Bay Bay

Człowiek jest głupi, sentymentalny, bawi się w wyrzuty sumienia. Co mnie tam ciągnie jeszcze na to BB? Czytam te wypociny, mądrości. Głupia jestem. Przecież dziewczyny, z którymi się przyjaźnię są obok, codziennie na gg, są w rzeczywistości. Nie potrzebuję ich na BB, bo i tak rozmawiam z nimi codziennie, a nawet się z nimi spotykam! Ba...
Buziaki dla Was kochane moje, bo tylko Wy to czytacie i wiecie kto zacz.

Zmieniając temat, mój starszak pozbawiony przedszkola na cały tydzień, musi gdzieś swą energię spożytkować. Więc po kąpaniu:
Synu dostał pałera, Bóg jeden wie, czy zamiast cukru do herbatki wsypałam niechcący czegoś innego, czy w pierogach, zamiast sera, był spid jakiś,  ale...Nagle zobaczyłam syna w wersji:
Skaczcie do góry, jak kangury,


Po czym...


tańczymy labado.....( śpiewał całą piosenkę, na cały głos, a co tam!)

Na koniec: ukryty tygrys, przyczajony smok....


Na co rudziuszek zrobił wielkie oczy:)





Chłopaki, oni się nigdy nie nudzą.

Aha!  Zamówiłam wczoraj 3 część Kwiatów na poddaszu. Nie mogłam się oprzeć i zamówiłam też 50 twarzy Greya. Ojć, nasłuchałam się od męża, co to ja chcę czytać. Wiecie co...Tyle się słyszy, że społeczeństwo nie czyta książek. Młotkiem do głowy natłukłam, że czytam, to co mnie interesuje, jara, i takie tam. Obrażona poszłam spać, żeby sobie przemyślał.  Co ja na to poradzę, że bez książek, to mnie nie ma?! I tak nie skuma!


poniedziałek, 8 października 2012

Rudy w kosmosie!

Jak ja się dziś napociłam przy obiedzie, to moje! Tłuczenie się garami rozpoczęłam o 9 rano! Karczek duszony w ziołach prowansalskich, buraczki zasmażane, kapusta na ciepło i ziemniaczki duszone. A że matka polka jest wszechstronna,  na przemian układałam puzzle ze starszakiem, karmiłam małego, wieszałam- ściągałam pranie, sprzątałam kotu...Wszystko to dla jednej ważnej persony. Bo na obiadku miał  być Jacka syn. Tym sposobem o 14 obiad był gotowy. Towarzystwo zjadło, co poniektóre głośno beknęło w podzięce! Cały dzień w kuchni, przy kuchence. Powiem w sekrecie, że gary po obiedzie wciąż leżą nie pozmywane, bo po co!? Jutro umyję, nie spieszy mi się. Najwyżej kot będzie miał co wąchać w nocy.
A co się działo potem!?
Jak się starszak bawi z najstarszakiem, bratem swoim przyrodnim, to tylko my wiemy. I choć dzieli ich 13 lat różnicy, to nie ma znaczenia. Mianowicie: fury fruwały, puzzle się układały, chowany się dział. Ale to mało! Pisały się słowa na tablicy, i dialogi się toczyły w nieskończoność. Uwielbiam to. Czuję się wtedy jak mama trójki dzieci.
A rudy...spał. Albo latał w kosmosie, czyli podnosiłam go do góry, a on rechotał w niebogłosy.
I tak warto żyć.

niedziela, 7 października 2012

Kwiaty na poddaszu

Jak byłam w bardzo wysokiej ciąży, to trafiłam do szpitala. Początkowo na patologię ciąży, potem na kardiologię. Dokładniej na intensywną terapię kardiologiczną. Powód? Dla mnie do ówczesnej pory totalnie nieznany, zdiagnozowany w ciąży. Bradykardia zatokowa.
Może kiedyś więcej w tym temacie, bo dziś chciałam o książce.
No więc leżąc na reanimacji kardiologicznej czytałam "Kwiaty na poddaszu". Oj strasznie zryłam sobie psychikę tą książką, do tego cała otoczka szpitalna...Wiele o niej myślałam, wiele mi się śniło. Mąż kupił mi "Płatki na wietrze" czyli kolejną część. To już czytałam, jak z kardiologii trafiłam z powrotem na patologię ciąży. Jakoś bardziej lajtowo odebrałam ten drugi tom, może dlatego, że miałam na patologii pojedynczą salę. Może przez luz i nudę totalną, trzy posiłki dziennie, plus drugie trzy od mamusi i  teściowej?! Nie wiem. Nie wryła mi się z dekiel, jak tamta.
Do czego zmierzam....
Pojawiła się część trzecia " A jeśli ciernie". No i katuję się tak prawie od miesiąca... Kupić?! Nie 
kupić? Nosz kurde, pewnie, że kupię. Pytanie tylko, jak to przyjmę teraz, w obecnej rzeczywistości??? Trochę bym chciała ponownego wrycia się w psychikę, może nawet więcej niż trochę, bo uwielbiam to. Lecz gdy starszak w przedszkolu a rudy śpi, to czego mi więcej potrzeba? Ano potrzeba!!
Jak już liznę trochę to dam znać.
I tak nie zapomnę tej kardiologii, nie ma bata...

sobota, 6 października 2012

...ciąg dalszy

Śpią. Ufff.
Miki się rozłożył wzorowo, temperaturka od wczoraj go trzyma. Coś czuję, że z poniedziałkowego dentysty, środowego basenu i w ogóle przedszkola w tym tygodniu będą nici. Oby tylko Filipa nie zaraził, bo będę uziemiona na poważnie w domu. A takie miałam plany...ciuszek, empik ( boziu tyle nowości już na mnie tam czeka, a ja czekam na wypłatę tylko).
Oby go szybko puściło, to najważniejsze.
Wiecie, ja się obrażam na moje forum, na to co tam czytam, na to kto czyta to, co ja piszę, na to, kto ogląda fotki, które wklejam. Mimo, że to wątek zamknięty. Bunt i już. Może mi przejdzie, może jestem przed okresem. Ale ja chromolę tą obłudę, pozerstwo, to zakłamanie. Chciałam być sobą tam. Nie da się. To nie.
A tu sobie mogę popisać, co mam na sercu. Taaaaaaaaaak??!

Czyli co, myślę, że o tej porze to można już się wypiąc na szarą rzeczywistość i zasnąć dupskiem do góry, jak starszak :






Albo rozłożyć się na maxa, jak młodszy rudzielec!
Szkoda, że nie mam fotki, jak się teraz Jacuś rozkłada, to by było!
Dobranoc.
(aha, buziaczki dla mojej kochanej Puchatki, z chatki, Broszek od Lusiów i kwietnóweczki 2013)

Czas start!

No dobra...
Nie ruszyliśmy się dziś z domu na milimetr. Ja dokładnie, bo starszak zachorował i leży nie przytomny. Jacek się ruszył, a i owszem, na moje zlecenie, po piwo do Żabki.
To oblewamy otwarcie bloga, zdrówko!