Zapuścili tu żurawia...

poniedziałek, 19 listopada 2012

"A jeśli ciernie" V.C. Andrews

Długo czekałam, aby siąść do napisania tej recenzji. Było kilka powodów, że mi to tak dużo czasu zajęło, przede wszystkim jesteśmy wszyscy chorzy w domu, czyli czytaj antybiotyk dla każdego.
Dodatkowo, jak wszyscy chorzy to i w domu, a dla mnie to jednoznaczne z brakiem czasu na cokolwiek swojego.
Do rzeczy.
Kupując trzeci tom tej sagi, byłam przekonana, że to tylko strata kasy, bo jak to często bywa, najlepsze są pierwsze tomy.

"Kwiaty na poddaszu" mnie zszokowały. "Płatki na wietrze" były cienkie, w porównaniu ze swoim poprzednikiem. Kojarzą mi się z oczekiwaniem na cesarskie cięcie na patologii ciąży.
 Dlatego, jak zaczęłam czytać Cienie, byłam bardzo zdziwiona.
Ktoś potrafił moją świadomość spoliczkować, nie pozwolił jej myśleć o niczym innym i w każdym momencie dnia krzyczała: idź czytaj dalej i dalej!!!
Przeżycia dzieci, które dowiadują się, że ich rodzice to rodzeństwo, męczyły mnie przez dłuższy czas. To, co działo się w głowie Barta, działo się i w mojej. Nie będę pitolić, że proza wspaniała, lekkość czytania i sama przyjemność z zapachu książki. Nie, nie.
Książka mnie pożarła, przeżuła, skopała, sponiewierała i wypluła. Zlała moją gołą dupę na kwaśne jabłko.
Uwielbiam takie akcje.
Niestety, jakoś dawno nie trafiłam na nic podobnie dobrego, co posiedziałoby w mojej głowie dłużej niż tydzień.
Kocham takie mózgotrzepy, co ja na to poradzę.
Czekam na następny tom. Nie nastawiam się na cuda i ponowne pranie mózgu, aczkolwiek nie obrażę się.
PS.Mężuś mi i tak przeszkadzał w pisaniu... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz