Zapuścili tu żurawia...

niedziela, 18 października 2015

" Florystka " Katarzyna Bonda

To miała być lektura typowo wakacyjna, zakupiona na deptaku w Darłowie, za kilkanaście złotych. Nie oczekiwałam zbyt wiele, zwłaszcza, że polskie kryminały jakoś mnie nigdy nie rajcowały.
Chciałam czegoś na plażę, na międzyczas kiedy dzieciaki z tatusiem budują zamki z piasku. Chciałam czegoś, co zabije czas, bo poprzednia książka skończyła się za szybko ( ale o niej innym razem).
I zaczęło się.
Targałam "Florystkę" ze sobą wszędzie. Kibel, wanna, łóżko, autobus, poczekalnia.
 Po kilku pierwszych stronach, wiedziałam, że przepadłam. Ten opasły tom, te kieszonkowe wydanie o mamo, zaledwie 570 stron, zdominowało moje codzienne czynności.
Świetny plan akcji, wiele wątków, a przy tym wszystko tak ze sobą spójne, tak tworzące logiczną całość. Proces profilowania tak doskonały, w każdym akapicie. Jestem zachwycona!
Usiłowałam złapać autorkę na jakimś błędzie, nieścisłości, szczególiku. Uwierzcie, że się nie dało. Wszystko jest tak ze sobą dobrze spięte, że muszę przyznać, Kasiu Bondo - masz mnie!
Mało jest takich pozycji literackich, które tak mnie nakręcają. A, że jeszcze o nich myślę długo po przeczytaniu, to są dopiero ewenementy!
Żebym ja, do przedostatniej strony nie wiedziała, kto zabił? Albo chociaż się nie domyślała? Skandal.
Do samego końca drążyłam temat, kim jest tytułowa Florystka i jak to się stało?
Kiedy wszystko się wyjaśnia, nadal pozostaje w czytelniku znak zapytania, bo radzą się wątpliwości. Ale niepotrzebnie.
Ja się pytam, czemu sama na to nie wpadłam?
Z niecierpliwością zabieram się do innych książek autorki, bo jeśli mają być na takim poziomie, jak "Florystka", bądź lepsze, to szacuneczek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz